błąd, brak pliku wspom_menu.php

Wspomnienie strajku studenckiego w 1981 roku

mgr Mirosław Andrzejewski (II Liceum Ogólnokształcące im. Królowej Jadwigi w Siedlcach)

         Miałem pecha. Studia rozpocząłem w najbardziej gorącym okresie przemian politycznych jesienią 1981 roku. W zasadzie trudno tu mówić o studiowaniu, bo bardziej od wykładów interesowały mnie spotkania NZS-u1, wiece i akcje ulotkowo-plakatowe. W środowisku studenckim trwał spór o profesora Hebdę, który został wybrany na rektora Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu, a nie powinien. Dlaczego nie powinien, wówczas nie wiedziałem (teraz też nie wiem). Nie to było jednak najważniejsze. Chodziło o to, że można było legalnie wystąpić przeciwko władzom w komunistycznym państwie. W Radomiu rozpoczął się strajk, do którego zaczęły dołączać inne uczelnie.

Po 48 dniach nauki strajkowa fala dotarła do Siedlec. Początkowo miał odbyćsię tylko wiec solidarnościowy zorganizowany przez NZS. O strajku raczej nikt nie myślał. NZS liczył około 30 członków, co było garstką w porównaniu z SZSP2, do którego należało około 50% studentów. Wiec wyznaczono na dzień 18 listopada 1981 roku na godzinę chyba 10 w auli przy ul. Prusa. Ja w tym czasie pełniłem dyżur w pawilonach przy ul. Nowotki (obecnie gen. Orlicz-Dreszera) i miałem informować studentów matematyki o odbywającym się wiecu. Po jakimś czasie ktoś poinformował mnie, że studenci podjęli decyzję o strajku. Bardzo mnie to zdziwiło, ale i ucieszyło. Czym prędzej pobiegłem na ul. Prusa. Po drodze wskoczyłem jeszcze chyba do domu po śpiwór. Na miejscu okazało się, że został już wybrany komitet strajkowy oraz sekcje, które miały zajmować się życiem strajkowym. W skład komitetu i poszczególnych sekcji weszli studenci z rożnych organizacji (oprócz NZS również z SZSP, ZMW3, katolickiej organizacji studenckiej - nazwy już nie pamiętam - oraz studenci niezrzeszeni). Ja przyłączyłem się do sekcji, która zajmowała się informacją. Podjęliśmy decyzję, że oprócz akcji ulotkowo-plakatowej będziemy wydawać własny biuletyn informacyjny. Byłem pomysłodawcą nazwy i autorem winiety - „Nierzeczywistość". Biuletyn wychodził codziennie i był rozchwytywany na pniu przez strajkujących. Drukowaliśmy go na powielaczu u strajkujących rolników. Od 5 listopada okupowali oni budynek Komendy Siedleckiej Chorągwi ZHP przy ul. Świerczewskiego (obecnie Piłsudskiego). W tym celu otrzymałem stałą przepustkę od komitetu strajkowego.

W pierwszych dniach strajku liczba strajkujących stale rosła: od ok. 150 w pierwszym dniu do ok. 300 w szczytowym okresie. Wadze uczelni powiedziały, że uznają strajk pod warunkiem, iż poprze go ponad połowa studentów. Rozpoczęliśmy więc akcję zbierania podpisów po akademikach. Z zebraniem potrzebnej ilości podpisów nie było większego problemu. Zbliżały się święta i niewiele osób miało ochotę wracać na zajęcia.
Po zalegalizowaniu strajku mogliśmy otrzymywać posiłki ze stołówki przy akademiku na ul. Bema. Z propozycją wsparcia wystąpiły też Komisje Zakładowe „Solidarności". Pamiętam, że jeździliśmy do „Mostostalu" po jakieś koce, czy materace. Wspierała nas również uczelniana „Solidarność". Z pomocą przyszły nam też siostry z klasztoru przy ul. Rawicza zaopatrując nas w herbatę i inne środki żywnościowe.

Działało kino strajkowe. Na strajk za praszani byli znani politycy opozycyjniz Warszawy, Wieczorem i w nocy odbywało się wspólne śpiewanie i wiecowanie. Piotrek Czapski (mój kolega z roku, a jednocześnie szef NZS) w siedzibie Oddziału „Solidarności" przy ul. Kochanowskiego poprzez teleks utrzymywał kontakt ze światem studenckim. Długie płachty teleksowego papieru przynosił później na strajk i odczytywał zebranym.

Po pewnym czasie dzień zaczął mieszać się nam z nocą. Coraz później kła-dliśmy się spać i coraz później wstawaliśmy. Wieczorne wiecowanie trwało do świtu, a potem spaliśmy cały dzień do zmroku. Później trzeba było szybko zwijać koce i materace, bo w tym samym miejscu codziennie odprawiane były msze święte (m. in. przez ks. Tomasika4 oraz przez biskupa Skomoruchę5).

W zasadzie nie było jakichś poważniejszych nacisków na zakończenie strajku, nie licząc podchodów dziekana Wydziału Matematyki, który przynosił nam cia-steczka od Biklego namawiając jednocześnie do zakończenia strajku. Któregoś dnia odwiedził nas również Rektor (bez ciasteczek).

Im bliżej świąt Bożego Narodzenia, tym bardziej zaczęły topnieć nasze szeregi. Pod koniec strajku było nas kilkudziesięciu. Podobnie wyglądała sytuacja na innych uczelniach. Jedna po drugiej zaczęły się wykruszać. My zdecydowaliśmy o zakończeniu strajku w dniu 11 grudnia. Wróciłem do domu by wreszcie odespać nieprzespane noce. Obudziłem się 12 grudnia późnym wieczorem. Kilka godzin później zostałem internowany. W Jednej celi siedział ze mną szef NZS-u Piotr Czapski i wiceszef Uczelnianej „Solidarności" Tadeusz Gańko. Ale to już inna historia.